wtorek, 6 sierpnia 2013

Speaking of London...










Nigdy nie czułam się tak dobrze w tak wielkim mieście.
Wąskie uliczki, mieszanka nowych i starych budynków w dziwny sposób idealnie pasująca do Londynu, przecudni ludzie i jedyny taki klimacik.
Tate Modern, Piccadilly Circus, The Globe, słodki London Beatles Store i uroczo kiczowate Madame Tussauds. Parki, skwery i lunch na trawie.
Po prostu świetne miejsce. Kochane, przyjazne i  cholernie ciekawe. Zbyt ciekawe jak na tygodniowy wyjazd, tam trzeba się zatracić co najmniej na miesiąc.
Przy najbliższej okazji wracam. Napawać się atmosferą, siedzieć pół dnia w galeriach i muzeach, szukać muzyków w średnim wieku (Jimmy Page w końcu musi się pojawić!) i w piątkowy wieczór stanąć przed przeludnionym pubem z angielskim piwkiem w ręku.
A kiedyś, może kiedyś, pojadę tam już bez przebrania turysty.

Londyn to też muzyka.