piątek, 28 lutego 2014

"Posłanie do nadwrażliwych"

"Bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi
za waszą czułość w nieczułości świata
za niepewność wśród jego pewności

Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie innych tak, jak siebie samych
 
Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie niepokój świata
jego bezdenną ograniczoność i pewność siebie
 
Bądźcie pozdrowieni
za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego brudu świata
za wasz lęk przed bezsensem istnienia

Za delikatność nie mówienia innym tego, co w nich widzicie
 
Bądźcie pozdrowieni
za waszą niezaradność praktyczną w zwykłym
i praktyczność w nieznanym
za wasz realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego
 
Bądźcie pozdrowieni za waszą wyłączność i trwogę przed utratą bliskich
za wasze zachłanne przyjaźnie i lęk, że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami
 
Bądźcie pozdrowieni
za waszą twórczość i ekstazę
za nieprzystosowanie do tego co jest, a przystosowanie do tego, co być powinno
 
Bądźcie pozdrowieni
za wasze wielkie uzdolnienia nigdy nie wykorzystane
za to, że niepoznanie się na waszej wielkości
nie pozwoli docenić tych, co przyjdą po was
 
Bądźcie pozdrowieni
za to, że jesteście leczeni
zamiast leczyć innych
 
Bądźcie pozdrowieni
za to, że wasza niebiańska siła jest spychana i deptana
przez siłę brutalną i zwierzęcą
 
za to, co w was przeczutego, niewypowiedzianego, nieograniczonego
 
za samotność i niezwykłość waszych dróg
 
bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi"

Autor: Kazimierz Dąbrowski

Foto:Geoff MacCormack

niedziela, 23 lutego 2014

Okno

Nocowała u babci. Babcia była chora. Parkinson i wiązanka innych schorzeń. Starsza pani zapominała o lekach poukładanych w kolorowych pudełkach
(rano południe wieczór na czczo po jedzeniu),
o wyłączeniu telewizora
(kup komplet garnków Chrystus twoim pasterzem odcinek 1678),
raz nie wyłączyła piekarnika.
Rodzina się martwiła, wnuczka się martwiła. Dlatego, gdy akurat miała wolny sobotni wieczór, zebrała książki i kserówki potrzebne do zdania egzaminu tak zwanej dojrzałości i przyszła do mieszkania babci.
Mieszkanie to mieściło się w niskim bloku, który wciąż nie mógł zapomnieć, że w smutnych czasach stalinizmu robił za hotel dla pracowników rodzących się zakładów przemysłu siarkowego. Blok zaś był częścią rozległego osiedla, jednego z wielu zrealizowanych marzeń PRL-u, które powoli zmieniało się w cmentarzysko dzieciństwa i młodości całych zastępów rodziców i dziadków.
Dziewczyna pomogła babci z kolacją, kąpielą i włożeniem piżamy, po czym posłała staruszkę w bezpieczne ramiona Morfeusza.
Senny klimat mieszkania o dziwo sprzyjał skupieniu, które jednak w tajemniczy sposób ulotniło się przy próbie rozwiązania zadań matematycznych. Po półgodzinie bezowocnych prób dziewczyna zrobiła sobie herbatę. Z parującym kubkiem odchyliła się na krześle i patrzyła na blok naprzeciwko. Światła pogaszone, prócz jednego w czyjejś kuchni i jednej błękitnej łuny telewizora. Cóż, godzina była niewątpliwie późna dla starszych osób. Za chwilę zgasło światło w kuchni, a minutę potem zdechł ekran telewizora.
Dziewczyna patrzyła ciągle na uśpione okna mieszkań, odwlekając chwilę, w której będzie musiała wrócić do równań. Już chciała zrezygnować z kontemplacji, gdy w oknie po lewej stronie, na najwyższym piętrze zapaliło się światło.
Okno było całkiem nagie, żadnej firanki, żaluzji. Wyglądało to tak, jakby ktoś miał się dopiero wprowadzić albo właśnie opuścił mieszkanie na zawsze.
Za szybą stanęła jakaś postać. Jako że stare budownictwo nie lubiło marnować przestrzeni, bloki stawiano zwykle blisko siebie. Dziewczyna widziała dokładnie wyprostowaną kobiecą sylwetkę, stojącą bokiem do okna. Nie dało się rozróżnić rysów twarzy, na to było za ciemno, ale dostrzegła orli nos i długie włosy zarzucone na plecy. Choć równie dobrze mogła to być chusta...
Postać odwróciła się raptownie.
Dziewczyna wzdrygnęła się. Miała wrażenie, że kobieta patrzy prosto na nią, że widzi, jak zza starego biurka ktoś obserwuje jej nocne rozmyślania. Uznawszy, że już wystarczy dziwnego zachowania jak na jeden wieczór, dziewczyna pomachała do postaci w oknie.
Kobieta nie odmachała. Stała wciąż nieruchomo. Może po prostu wcale nie dostrzegła gestu, a może to jedna z tych, co to kręcą noskiem na każdy przejaw sympatii.
Ale stała. Ciągle stała.
Stała w tym przeklętym oknie i dziewczynie zrobiło się bardzo nieswojo, chciała, żeby ta kobieta sobie poszła, albo chociaż odwróciła się czy zgasiła światło, żeby zrobiła cokolwiek, tylko przestała tak stać i gapić się na nią...
Kobieta powoli odwróciła się i przesunęła za ramę okienną. Światło zgasło.
Dziewczyna odetchnęła głęboko. Jakoś nie bardzo miała siłę, by wrócić do nauki. Poszła do łazienki, po drodze zapalając światło w przedpokoju i toalecie, tak tylko, dla spokoju. Pod prysznicem postanowiła, że jutro popyta babcię o to mieszkanie na najwyższym piętrze. Wróciła szybko do pokoju, położyła się na starym tapczanie i chwilę poczytała, nie bardzo wiedząc o czym.
Zasypiając, jeszcze przez chwilę wydawało jej się, że widzi kobietę w oknie, ale wrażenie zaraz się rozmyło.
Dawno nikt jej tak nie nastraszył.