czwartek, 18 lipca 2013

"Dzieci muszą dorosnąć do swojej wyobraźni jak do za dużych butów"


Nie wiem, co jest takiego w wakacjach, że już po dwóch tygodniach wysokoprocentowego lenistwa wpadam w dziwnie melancholijny nastrój. Prócz niego mój umysł przyjmuje też uparte fale nostalgii, ostatnio niosące ze sobą wspomnienia z dzieciństwa i tego strasznego wieku gimnazjalnego, gdzie zakompleksione, zbyt wysokie i przewrażliwione stworzenie, zwane dalej mną, uciekało  
w wyobraźnię przed niemal każdym problemem.
A z tych czasów, niby bliskich, ale z tej perspektywy wyglądających mniej więcej na środkowy mezolit, zapamiętałam książki. Stosy książek. Z bibliotecznych półek, z antykwariatu, ze strychu 
u babci, spod choinki. Opowieści pochłaniane przeze mnie jak świeże ciasto z jagodami, weekendowe maratony książkowe, historie przeżywane wciąż od nowa.
Dlatego przedstawiam moje prywatne Top Ten wśród książek, które mniej lub bardziej na mnie wpłynęły i nadały kształt intelektualnemu budyniowi we wnętrzu mojej głowy.
1. "Baśnie"- Hans Christian Andersen
Piękne i tajemnicze, pobudzające wyobraźnię opowieści z pogranicza dziecięcego umysłu i snu. Pamiętam pierwsze zetknięcie z nimi- wielka księga w twardej oprawie, z ślicznymi ilustracjami. Jedna z pierwszych "dużych" książek przeczytanych w całości. Coś cudownego.
2. "Opowieści z Narnii"- Clive Staples Lewis
Każdy słyszał, pewnie każdy czytał. Według mnie najlepsza baśń dla dzieci, jaka kiedykolwiek powstała. Równoległy świat, w którym czas biegnie własnym rytmem. Schronienie dla marzeń, wyobraźni i nadrzędnych wartości. Wiele wątków łączących się na końcu w jeden wspólny, wiele niedopowiedzeń i zakończenie, którego ani trochę się nie spodziewałam.
I, powiedzmy sobie szczerze, kto choć raz nie wszedł do jakiejś szafy z bijącym sercem i nadzieją, że poczuje śnieg pod nogami i kłujące gałązki na twarzy?
3. "Przygody Sherlocka Holmesa"- Arthur Conan Doyle 
Czyli moja fascynacja opowieściami o genialnych detektywach i nie mniej genialnych przestępcach w natarciu. Ach, te dalekosiężne plany założenia agencji detektywistycznej! Poza tym uwielbiam parę Holmes&Watson z opowiadań sir Doyle'a, a także nonszalancję Sherlocka przy rozwiązywaniu spraw nierozwiązywalnych.
4. "Harry Potter"- Joanne Kathleen Rowling
Nie, tutaj nic nie napiszę, bo po cóż powielać coś, co zostało powiedziane milion razy? Dodam tylko, że 1000-stronicową książkę byłam w stanie pochłonąć w jeden dzień i kawałek nocy. A następnego ranka zacząć od nowa. I pamiętam oczekiwanie na każdy tom po kolei. A kiedyś podczas rodzinnego wyjazdu w góry symulowałam potworny ból brzucha, po to by zostać w hoteliku i móc spokojnie poczytać.
5. "Kwiat kalafiora"- Małgorzata Musierowicz
A właściwie cała Jeżycjada. Cieplutki i zabawny świat rodziny Borejków i utożsamianie się z prawie każdą bohaterką z serii. Książki te były również przyczyną podjęcia przeze mnie nauki łaciny, na co dzień obecnej w borejkowskim królestwie.
Zaprzestałam nauki już z zupełnie innych przyczyn.
6. "Opowieść wigilijna"- Charles Dickens
Nic dodać nic ująć. Atmosfera świąt, którą zawsze chciałam przenieść do tego świata i jakoś nigdy mi się nie udawało. Co nie zmienia faktu, że to opowiadanie wciąż pozostaje lekturą obowiązkową przed każdą Wigilią, pomimo, iż zaczynam dostrzegać bardzo dużo naiwności w wyobrażeniach Dickensa.
7. "Świat Zofii"- Jostein Gaarder
Czyli jak w wieku czternastu lat mocno namieszać sobie w głowie przy okazji olimpiady polonistycznej. Filozoficzna podróż przez dzieje świata i życie piętnastolatki w Norwegii w latach dziewięćdziesiątych. Powieść absolutnie świetna i zaskakująca, może nawet miejscami zbyt dojrzała jak dla kogoś, kto z filozofią nie miał styczności. A jednocześnie przejrzyste wyjaśnienie wielu zagadnień i parę bezsennych nocy, a także wieczyste zainteresowanie innymi książkami Gaardera.
8. "Dolina Muminków w listopadzie"- Tove Jansson
Najbardziej niepokojąca i zaskakująco dojrzała część historyjek o uroczych trollach rodem z Finlandii. Chociaż, chwila...w tej książeczce nie ma Muminków! Rodzina bowiem jest w podróży. A opowieść kręci się wokół przewrażliwionej Filifionki, nieśmiałego Homka Tofta, Paszczaka i Wuja Truja. Opowiadanie bardzo melancholijne, zamglona atmosfera przywodzi na myśl powolne żegnanie się z życiem. Może o to właśnie autorce chodziło? W każdym razie książka raczej dla dojrzalszych dzieci.
9. "Gringo wśród dzikich plemion" - Wojciech Cejrowski
Dar snucia opowieści i humor Cejrowskiego czynią z "Gringo..." najlepszą książkę podróżniczą jaką dotąd czytałam (no, może oprócz "Rio Anaconda" tego samego autora). Oczy otwierają się szerzej na kulturę Indian Ameryki Południowej, zatrważającą biedę i ogromny optymizm Latynosów, przedziwne połączenie magii, realizmu i wiary (Matka Boska Piegowata!). Po przeczytaniu zostaje nam szeroki uśmiech i chęć sprzedania lodówki i wyruszenia w podróż.
10. "Lśnienie"- Stephen King
Czyli mój pierwszy horror z prawdziwego zdarzenia. Jeśli kiedyś spotkam pana Kinga, to będzie mnie musiał przeprosić za koszmary i rachunek za światło z niezgaszonej lampki nocnej. Lepka atmosfera skradającego się szaleństwa, współczucie dla małego chłopca, który zmaga się z darem, o który wcale się nie prosił i Ten Hotel. Ten przerażający, ogromny, osamotniony hotel zostawiony na pastwę zła i śniegu. I tak zaczął się mój długi romans z Stephenem Kingiem. I z każdą przeczytaną książką uwielbiam go coraz bardziej i coraz zacieklej zazdroszczę talentu do straszenia i lekkiego pisania o rzeczach najważniejszych.
No i tyle. Dobrnęliśmy do końca, a ja zrzuciłam balast nostalgii.
W nagrodę mamy piosenkę.


2 komentarze:

  1. Czuję się pokrzepiona wizją stawianego mi przed nos ciastka w jakieś miłej londyńskiej kawiarence :)

    OdpowiedzUsuń