Doprowadzam do porządku chaos w czeluściach plecaka. Oswajam odzwyczajone od wędrówek stopy z nowymi butami i przyglądam się z powątpiewaniem nogom bladym jak śnieg. Entuzjazm łagodnie rozciąga mięśnie wokół ust i przyjemnie rośnie w sercu. Umysł zaczyna zdawać sobie sprawę, że zaraz stanie się to, czego tak bardzo mu potrzeba. Jest tak rozkosznie rozkołysany perspektywą chwilowego pozbycia się problemów.
Uwielbiam te chwile przed podróżą.
Jedno słowo: zazdrość...:P
OdpowiedzUsuńsama prawda :-)
OdpowiedzUsuń