wtorek, 9 kwietnia 2013

Child in time

Plan zaczynał się rysować, kreślony cienkim ołówkiem po czystym papierze. Ręka zmuszana do uległości drżała czasem pod ciśnieniem gorącej krwi przenoszącej uczucia, ale linia zawsze wychodziła na prostą. Ołówek się złamał.
Ręka zatrzymała się kilka centymetrów nad kartką, nie mając pojęcia, co dalej. Delikatnie postawiła ołówek na biurku i przejechała po suchej powierzchni ud obleczonych w spodnie.
Wreszcie sięgnęła po papierosa. Przy pomocy drugiej ręki zapaliła powoli. Do płuc wleciała bardzo niezdrowa i bardzo w tej chwili potrzebna mieszanka substancji chemicznych. Nogi uniosły ciało i wyszły po schodach. Plecy oparły się o chłodną ścianę.
Zmysły nasiąkały kolorami świtu, zapachem spóźnionej wiosny i dźwiękami piosenki, której nazwy akurat wtedy umysł nie potrafił przywołać. Dzięki Bogu, w końcu mu się udało.
Przy ostatnim wdechu tytoniowego dymu mózg pomyślał, że życie to tylko suma chwil, starannie przykryta pozorem długowieczności.
I to, że nic nie wie.
I jeszcze to, że chyba w końcu trzeba będzie narysować ten plan.
Ale w jaki sposób, tego już nie pomyślał.
Niech go wszyscy diabli.



Szukam.
Ciągle szukam.
I boję się, że nie znajdę.


3 komentarze:

  1. Ładnie piszesz. Ledwie się pojawi jeden post, już nie można się doczekać kolejnego!

    OdpowiedzUsuń