Ręka zatrzymała się kilka centymetrów nad kartką, nie mając pojęcia, co dalej. Delikatnie postawiła ołówek na biurku i przejechała po suchej powierzchni ud obleczonych w spodnie.
Wreszcie sięgnęła po papierosa. Przy pomocy drugiej ręki zapaliła powoli. Do płuc wleciała bardzo niezdrowa i bardzo w tej chwili potrzebna mieszanka substancji chemicznych. Nogi uniosły ciało i wyszły po schodach. Plecy oparły się o chłodną ścianę.
Zmysły nasiąkały kolorami świtu, zapachem spóźnionej wiosny i dźwiękami piosenki, której nazwy akurat wtedy umysł nie potrafił przywołać. Dzięki Bogu, w końcu mu się udało.
Przy ostatnim wdechu tytoniowego dymu mózg pomyślał, że życie to tylko suma chwil, starannie przykryta pozorem długowieczności.
I to, że nic nie wie.
I jeszcze to, że chyba w końcu trzeba będzie narysować ten plan.
Ale w jaki sposób, tego już nie pomyślał.
Niech go wszyscy diabli.
Szukam.
Ciągle szukam.
I boję się, że nie znajdę.
Ładnie piszesz. Ledwie się pojawi jeden post, już nie można się doczekać kolejnego!
OdpowiedzUsuńDzięki! Postaram się pisać częściej:)
UsuńLubię jak piszesz :)
OdpowiedzUsuń